wtorek, 31 grudnia 2013

Moja lista wszechczasów

Ostatni dzień starego roku skłania nas do podsumowań i wszelkiego rodzaju rankingów.
Dla mnie był to rok pomyślny, choć naznaczony pewnymi trudnościami. Potwierdza to starą prawdę, że bez wysiłku i pokonywania przeszkód niemożliwy jest żaden sukces.
Mam nadzieję, że ten Nowy 2014 Rok nie będzie gorszy a po cichutku liczę nawet na zasadniczą poprawę w pewnych obszarach.
Gdybym pokusiła się o muzyczne podsumowanie mijającego roku, to mogłabym stwierdzić, iż wielkich wstrząsów nie było. W polskiej muzyce rozrywkowej największym objawieniem była dla mnie Natalia Sikora, której charyzmatyczne wykonania piosenek mej ukochanej wokalistki Janis Joplin zrobiły na mnie naprawdę duże wrażenie.
W muzyce światowej królowały młode gwiazdy, z których tylko kilka odpowiada moim gustom muzycznym. Na pierwszym miejscu zdecydowanie umieściłabym Adele ze swym cudownym mocnym głosem i wspaniałymi piosenkami, z których większość stała się  światowymi przebojami.
Podoba mi się  również muzyka młodej wokalistki Lany Del Rey, która niesie w sobie coś niepokojącego i jednocześnie bardzo intrygującego. Prawdziwym objawieniem okazał się też John Newman, angielski wokalista bardzo wyróżniający się na tle innych młodych gwiazd muzyki rozrywkowej.

W tym roku mija dwadzieścia lat, odkąd Marek Niedźwiedzki w mej ukochanej "Trójce" zaprezentował po raz pierwszy swoją "Listę wszechczasów". Znalazło się na niej sto najpiękniejszych piosenek, wybranych przez słuchaczy. Pamiętam, jak wtedy z wypiekami na twarzy czekałam na kolejne miejsca...aż do końca, kiedy pan Marek ogłaszał pierwszą trójkę. Nie pamiętam dokładnie, ale najprawdopodobniej na najwyższych pozycjach pierwszego notowania znalazły się "Schody do nieba"grupy Led Zeppelin, "Brothers In Arms" Dire Straits i "Fragile" Stinga.
W kolejnych latach były następne notowania, które również śledziłam z uwagą, choć może już z nieco mniejszymi emocjami.
Wiele piosenek z tej listy było naprawdę wspaniałych i do dziś słucham ich bardzo chętnie, jednak nie zawsze mogłam zgodzić się z wyborem słuchaczy. Ostatnio przyszło mi do głowy, że mogłabym stworzyć swoją własną "listę wszechczasów" Właściwie to cały czas mam ją w głowie, wymaga tylko przelania jej na papier a właściwie lepiej byłoby powiedzieć na komputer, choć nie dam głowy, że ta forma stylistyczna jest poprawna.
Jeżeli czas mi pozwoli, to z wielką przyjemnością przedstawię już w nowym roku moje notowanie na blogu, choć prawdopodobnie będę musiała je nieco skrócić.
Życzę Wam Kochani bardzo roztańczonego i szampańskiego Sylwestra oraz dużo pozytywnych wrażeń- w tym również muzycznych- w Nowym 2014 Roku.


poniedziałek, 23 grudnia 2013

Jest taki dzień...

...bardzo ciepły, choć grudniowy.
Dzień, zwykły dzień, w którym gasną wszelkie spory.
Jest taki dzień, w którym radość wita wszystkich.
Dzień, który już każdy z nas zna od kołyski.

Tę piękną świąteczną piosenkę dedykuję Wszystkim moim Przyjaciołom blogowym.
Z OKAZJI ŚWIĄT BOŻEGO NARODZENIA ŻYCZĘ WAM DUŻO ZDROWIA, RADOŚCI, WSPANIAŁEJ ŚWIĄTECZNEJ ATMOSFERY ORAZ WSZYSTKIEGO, CO NAJLEPSZE  W NOWYM 2014 ROKU.
NIECH TEN ŚWIĄTECZNY CZAS PRZYNIESIE WAM DOBRO I MIŁOŚĆ A NOWY ROK OBDARUJE SZCZĘŚCIEM I POWODZENIEM BEZ MIARY.
WESOŁYCH ŚWIĄT!




czwartek, 5 grudnia 2013

Chwilami życie bywa znośne...

...mawiała nasza znakomita poetka Wisława Szymborska i jakże zgadzam się z tym stwierdzeniem!
Życie nie jest usłane różami i choć zdarzają się w nim bardzo przyjemne chwile, to jednak codzienność jest mozolna i raczej mało efektowna.
Zawsze miałam duże problemy z podejmowaniem decyzji, a ostatnio muszę dość często je podejmować i nie chodzi tu o drobne sprawy dnia codziennego. Najgorsze jest to, że wciąż mam wątpliwości, czy dokonałam właściwego wyboru i często dopada mnie pytanie o ewentualne skutki podjętych działań.  Ktoś kiedyś powiedział, że "zła decyzja jest lepsza od żadnej" i póki co tego się trzymam.
Bardzo dawno temu moja koleżanka ze studia radiowego, w którym razem pracowałyśmy wpisała mi do tomiku wierszy Baczyńskiego taką sentencję: "W życiu nigdy nie jest tak dobrze ani tak źle, jak myślimy". Nie wiem, skąd ona pochodzi, ale często ją sobie przypominam i właściwie dopiero niedawno dotarło do mnie, że zawiera w sobie sporo prawdy. Wiele zależy od nas, od naszego sposobu myślenia, dlatego staram się nie demonizować trudnych sytuacji, powtarzając sobie, że przecież nie jest jeszcze aż tak źle. Nie wpadam też w przesadną euforię, gdyż to, co dziś wydaje się być fantastyczne, jutro prawdopodobnie powróci do normalnych wymiarów.
Zima zbliża się ponoć wielkimi krokami, więc na poprawę humoru aplikuję sobie i Wam najlepsze lekarstwo, jakie znam na zimową depresję: piosenkę w wykonaniu mojego ulubieńca i na dodatek już w świątecznym nastroju.

     Zima nad Bałtykiem (zdjęcie z ubiegłego roku)

czwartek, 21 listopada 2013

Pocałunki

Listopad biegnie tak szybko, że nawet nie zdążyłam pomyśleć, jak kiedyś dłużył mi się ten miesiąc. Tym razem jest inaczej, dni stukają jeden za drugim, zmrok zapada coraz wcześniej a u mnie na blogu ciągle październik. Zdominowana przez świat realny nie miałam czasu stworzyć nic ciekawego, dlatego dziś chciałabym przypomnieć mój stary post z listopada 2011 roku, umieszczony jeszcze na poprzednim blogu. Dotyczy on mej ulubionej poetki Marii Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej, której wiersze- tak delikatne i zmysłowe mimo upływu czasu są nadal chętnie czytane przez kobiety, a może nie tylko przez kobiety...

http://genevieve2.blog.onet.pl/2011/11/24/pocalunki/


środa, 30 października 2013

Schody do nieba

Tak długo czekałam na tę chwilę. Tak wiele pytań i wątpliwości zrodziło się w mojej głowie w ciągu ostatnich czterech lat. Tak bardzo pragnęłam, aby wszystko się udało.
I wreszcie wczoraj w godzinach dopołudniowych stało się. Mój syn obronił swoją rozprawę doktorską na Politechnice Poznańskiej i uzyskał tytuł doktora. Jestem z tego powodu bardzo dumna i szczęśliwa. Chciałam podzielić się z Wami moim szczęściem.
Z tej radości dla Wszystkich- Upominek muzyczny






środa, 23 października 2013

Przejazdem w Jaworze...

Jesień w pełni a ja wciąż jeszcze wracam myślami do wakacji. Owszem, zachwycam się kolorami jesieni, grabię liście w ogródku, wieczorami łuskam orzechy i smakuję ich świeże, delikatne wnętrze.
Jednak z coraz większą nostalgią przeglądam wakacyjne zdjęcia i wspominam te miejsca, które dane było mi zobaczyć minionego lata.
Jednym z takich miejsc jest miasto Jawor. Zatrzymaliśmy się w nim na kilka godzin w drodze powrotnej ze Szklarskiej Poręby.
Przyznam się, że wcześniej nie miałam pojęcia o jego istnieniu. Na dzień przed wyjazdem ze Szklarskiej mój towarzysz podróży i mąż w jednej osobie zaproponował, aby nieco urozmaicić drogę powrotną i pozwiedzać parę ciekawych miejsc. Zgodziłam się chętnie, zdając się całkowicie na niego w tym względzie.
Wyruszyliśmy w drogę w lipcowy poranek. Pogoda nam sprzyjała, było ciepło i słonecznie. Nie minęła godzinka, jak znaleźliśmy się u bram małego urokliwego miasteczka. Zaparkowaliśmy na parkingu w pobliżu wielkiej zabytkowej i nieco zaniedbanej budowli. Był to zamek piastowski w Jaworze.

             Brama zamkowa
Dziedziniec zamku piastowskiego w Jaworze

Widok z wieży zamkowej

Przez nowo wstawione okno widok był jeszcze ciekawszy

Zamek w Jaworze został wybudowany w XIII w. i był on siedzibą książąt jaworskich a później świdnicko-jaworskich. Od połowy XVIII w. aż do lat pięćdziesiątych XX w. zamek pełnił funkcję więzienia. Obecnie jest stopniowo remontowany. Odnowiono już wejście na wieżę i punkt widokowy oraz salę wystawową, gdzie mieliśmy okazję podziwiać obrazy zmarłego niedawno artysty, poety i barda Ryszarda "Irysa" Jaworskiego.

Najsłynniejszym zabytkiem Jawora jest KOŚCIÓŁ POKOJU. Jest to świątynia ewangelicka, która została zbudowana w latach 1654-1655 na mocy porozumień pokoju westfalskiego, kończącego wojnę trzydziestoletnią. To jedna z trzech tego typu świątyni w Europie i jedna z dwóch zachowanych do dziś. Druga taka świątynia znajduje się w Świdnicy. Ciekawostką jest to, że została ona zbudowana jedynie z drewna, słomy i gliny.
      Kościół Pokoju w Jaworze
Bardzo ciekawie prezentują się zewnętrzne mury świątyni

Z wielkim zainteresowaniem zwiedzaliśmy wnętrza świątyni...zupełnie niezwykłe i zaskakujące.


     Wnętrze Świątyni Pokoju
Ciekawe zdobienia na ścianach i suficie

Loże dla wiernych i bogato zdobiona ambona

Tablica informacyjna dla zwiedzających, napisana w trzech językach

Podobno każdego roku od maja do września odbywają się w tej zabytkowej świątyni tzw. Koncerty Pokoju. Występują na nich najlepsi artyści muzyki kameralnej z Polski, Czech i Niemiec.

Po opuszczeniu Świątyni Pokoju skierowaliśmy nasze kroki na rynek, który znajdował się całkiem niedaleko. Okazało się, że jest tam wspaniały zabytkowy ratusz z XIV w.  i urokliwe kamieniczki.

   Ratusz w Jaworze
Kamieniczki na jaworskim rynku


W kawiarence na wolnym powietrzu wypiliśmy kawę i zjedliśmy pyszne lody. Czas było wracać do domu.






poniedziałek, 30 września 2013

W Hołdzie Mistrzowi

Czesław Niemen to artysta, którego nie trzeba przedstawiać.  Niedługo (za niecałe cztery miesiące) minie 10 lat od Jego śmierci i niestety mam wrażenie, że pomału zapominamy o dokonaniach artystycznych tego znakomitego muzyka i wokalisty. Stacje radiowe niezwykle rzadko nadają piosenki Niemena a jeśli już, to jest to "Sen o Warszawie", tak jakby twórczość tego artysty ograniczała się do tego jednego utworu. Telewizja całkowicie zrezygnowała z programów wspomnieniowych i głowę daję, że nawet w rocznicę śmierci nie zobaczymy ani nie posłuchamy piosenek Niemena na żadnej z popularnych stacji...no chyba że na Kulturze.
W tym kontekście bardzo ucieszył mnie fakt, że inny wielki polski artysta nagrał płytę, którą zatytułował "W hołdzie Mistrzowi". Mistrzem jest oczywiście Czesław Niemen a artystą, który śpiewa Jego utwory- Stanisław Soyka. W mojej ocenie płyta jest znakomita a piosenki Niemena w wykonaniu Soyki zyskały całkiem nowy wymiar. Nie ma tu taniego naśladownictwa i kopiowania niemenowskich aranżacji. Soyka zaśpiewał znane utwory zupełnie po swojemu i chwała Mu za to. Ciekawostką jest fakt, że wśród muzyków towarzyszących wokaliście jest legendarny gitarzysta Niemena Tomasz Jaśkiewicz.
Wiem, że nie wrócisz to jeden z największych przebojów Niemena, który znalazł się na tej płycie. Oprócz tego dziewięć innych znanych piosenek, min. "Sukces", "Stoję w oknie"i inne wielkie przeboje.

Jakiś czas temu udało mi się obejrzeć właśnie na Kulturze wspaniały koncert Soyki z piosenkami z tej płyty. Byłam zachwycona nowymi interpretacjami i poziomem artystycznym całego koncertu. Zachęcam Was gorąco do posłuchania tej płyty...może to być ciekawa propozycja na spędzenie chłodnego jesiennego wieczoru we dwoje.

Grób Czesława Niemena na Powązkach w Warszawie

środa, 11 września 2013

Firma Portretowa "S.I. Witkiewicz"

            Regulamin Firmy Portretowej "S. I. Witkiewicz"

Motto: Klient musi być zadowolony. Nieporozumienia wykluczone.

Regulamin wydrukowany jest w tym celu, aby oszczędzić firmie mówienia po wiele razy tych samych rzeczy.
1. Portrety wytwarza firma w następujących rodzajach:
 Typ A- Rodzaj stosunkowo tzw. najbardziej "wylizany". Odpowiedni raczej do twarzy kobiecych, niż męskich. Wykonanie "gładkie" z pewnym zatraceniem charakteru na korzyść upiększenia, względnie zaakcentowania "ładności".

 Typ B-Rodzaj bardziej charakterystyczny, jednak bez cienia karykatury. Robota bardziej kreskowa, niż typu A z pewnym odcieniem cech charakterystycznych, co nie wyklucza "ładności" w portretach kobiecych. Stosunek do modela obiektywny.
 Typ B+D- Spotęgowanie charakteru graniczące z pewną karykaturalnością. Głowa większa, niż naturalnej wielkości. Możliwość zachowania w portretach kobiecych "ładności", a nawet jej spotęgowania w kierunku pewnego tzw. "demonizmu".
Typ C, C +Co, Et.C+ H, C+ Co+ Et.itp.- Typy te, wykonane przy pomocy C2 H5 OH i narkotyków wyższego rzędu, obecnie wykluczone. Charakterystyka modelu subiektywna, spotęgowania karykaturalne tak formalne, jak i psychologiczne niewykluczone. W granicy kompozycja abstrakcyjna czyli tzw. "Czysta Forma".

 Typ D- To samo osiągnięcie bez żadnych sztucznych środków.
Typ E i jego kombinacje z poprzednimi rodzajami. Dowolna interpretacja psychologiczna wg. intencji firmy. Efekt osiągnięty może być zupełnie równy wynikowi typów A i B -droga, którą się do niego dochodzi jest inna, jako też sam sposób wykonania, który może być rozmaity, ale  nie przekroczy nigdy granicy ( d).
2. Zasadniczą nowością firmy w stosunku do przyjętych zwyczajów jest możność odrzucenia portretu przez klienta, jeśli portret czy pod względem wykonania, czy podobieństwa nie odpowiada klientowi.
Klient płaci wtedy 1/3 ceny przy czym portret przechodzi na własność firmy. Klient nie ma prawa żądać zniszczenia portretu. Zasada ta wprowadzona została dlatego, że nigdy nie wiadomo, czym kogo zadowolić można.
3. Wykluczona  a b s o l u t n i e jest wszelka krytyka ze strony klienta. Portret może się klientowi nie podobać, ale firma nie może dopuścić do najskromniejszych nawet uwag, bez swego specjalnego upoważnienia. Gdyby firma pozwoliła sobie na ten luksus: wysłuchiwania zdań klientów, musiałaby już dawno zwariować.

"Firma Portretowa"  Stanisława Ignacego Witkiewicza  obrosłą już legendą. Pozwoliłam sobie na przytoczenie fragmentów regulaminu ułożonego przez wybitnego Właściciela  Firmy, gdyż po pierwsze jest on genialny a po drugie właśnie będąc w Zakopanem mieliśmy okazję obejrzeć spektakl w Teatrze im. St. I. Witkiewicza pt."Ok!-Sza". Głównym tematem spektaklu była słynna Firma Portretowa a sam tytuł wiąże się z miejscem jego wystawienia czyli Willą Oksza, w której mieści się jeden z oddziałów Muzeum Tatrzańskiego. Dlaczego właśnie tam? Dlatego, że w tym miejscu zgromadzono sporą kolekcję portretów wykonanych przez Witkacego. Spektakl połączony był z możliwością naocznego sprawdzenia, jak wyglądały "wytwory firmy".
Witkacy nie przywiązywał wielkiej wagi do tej części swej twórczości, a jednak dziś -po latach to właśnie owe portrety są najbardziej charakterystyczną "wizytówką" tego artysty.

wtorek, 27 sierpnia 2013

O tym, jak "Kropelka"uratowała mi życie czyli wyprawa w Tatry cz. II

Schronisko w Murowańcu zaskoczyło nas bardzo pozytywnie. Przytulne pokoje, łazienki na piętrze (bez kolejek), ciepłe grzejniki na korytarzach, aby móc wysuszyć sobie ubrania i ręczniki. W Pięciu Stawach nie mieliśmy takich luksusów, zwłaszcza warunki sanitarne były o wiele gorsze(kolejki do prysznica, ciepła woda z kuchni). Wiadomo, że schronisko w górach to nie hotel pięciogwiazdkowy, ale miło, kiedy ktoś pomyśli o zmęczonych i zakurzonych turystach, którzy oprócz kontemplowania urody gór mają również  potrzeby natury bardziej przyziemnej.

Wnętrze baru w Schronisku Murowaniec
Panienka z okienka


Ranek przywitał nas pogodą równie piękną, jak w dniach poprzednich. Niebo bezchmurne, temperatura bliska 30 st. -warunki do wędrowania idealne a nawet trochę za gorąco.
Celem naszej wędrówki był Czarny Staw Gąsienicowy a stamtąd w zależności od kondycji uczestników - szlak na Zadni Granat.
 Droga z Murowańca nad Czarny Staw to jeden z najpiękniejszych i najprzyjemniejszych szlaków w Tatrach.  Podejście umiarkowane a widoki naprawdę wspaniałe!

Wędrówka szlakiem do Czarnego Stawu

 Po ok. półgodzinnej wędrówce naszym oczom ukazuje się widok wprost nieziemski- jezioro przecudnej urody a nad nim szczyty gór wspaniale odbijające się w czystej, niemal przeźroczystej  wodzie.
Czarny Staw Gąsienicowy
 Choć byłam tu już dwa razy, to mój zachwyt  jest nie mniejszy, niż za pierwszym razem.

Góry pięknie odbijają się w tafli jeziora
Przy pięknej pogodzie brzeg jeziora zamienia się w plażę
Obchodzimy Czarny Staw aby móc w pełni podziwiać jego piękno
Po kilku minutach naszym oczom ukazuje się niewielka ale bardzo urokliwa wyspa
Znad Czarnego Stawu rozchodzą się szlaki na Zawrat, Granaty a także na przełęcz Karb i Kościelec.
Jednak okazuje się, że nie możemy iść dalej całą czwórką (ja z mężem i syn z żoną).  Synowa ze względu na bolesne odciski stwierdza, że nie da rady wspinać się wyżej a ja...Niestety okazało się, że moje buty, które już parę lat służyły mi w górach i jak do tej pory sprawdzały się idealnie, tym razem zrobiły mi niemiłą niespodziankę. Po prostu jeden z nich rozkleił się tak, że połowa podeszwy prawie odstawała od reszty. Po krótkiej naradzie zapadła decyzja, że panie podejdą jeszcze trochę a potem wrócą do schroniska a panowie pójdą dalej na Zadni Granat.
Zależało nam na tym, aby ujrzeć Czarny Staw nieco z góry.
Widok na Czarny Staw ze szlaku na Granaty
Tak więc zgodnie z postanowieniem my zawróciłyśmy a panowie poszli wyżej. Jednak ze względu na prognozy, przewidujące gwałtowne burze w Tatrach mieli  przykazane, że wraz z pierwszymi czarnymi chmurami na niebie zawrócą i zejdą do schroniska. Póki co nic nie zapowiadało nawałnicy. Pogoda nadal była wspaniała. Ja z synową pomału schodziłyśmy do Murowańca a mąż z synem wspinali się pod górę.
Szlak na Zadni Granat
Z góry widok na Czarny Staw był jeszcze piękniejszy
Mały wodospad przy szlaku na Zadni
Zmarzły Staw
Do szczytu już niedaleko
Niestety, jak to w górach...pogoda potrafi zmienić się w mgnieniu oka. Tak jak zapowiadali synoptycy, nad Tatry nadciągnęły czarne chmury.
Kiedy w górach nadciąga burza, najlepiej jest jak najprędzej zejść do schroniska
Nasi panowie dotarli do Murowańca, kiedy już porządnie grzmiało i zaczął padać deszcz.
Do wieczora obserwowaliśmy z tarasu schroniska to groźne w górach zjawisko, jednak teraz mogliśmy się czuć bezpiecznie.
Następnego dnia rano schodziliśmy z Murowańca do Zakopanego. Martwiłam się o to, jak dam radę zejść z rozklejonym butem. Poszłam po radę do pani z recepcji a ta skierowała mnie do baru, gdzie mogłam kupić klej-kropelkę. Mąż dzielnie się spisał, gdyż tak dokładnie przykleił podeszwę, iż mogłam spokojnie dojść do celu. Wielki ukłon należy się również obsłudze schroniska, która pomyślała o takich przypadkach, jak mój.
W drodze powrotnej podziwialiśmy wspaniałe, poranne mgły nad Doliną Gąsienicową.
Widok na pożegnanie-w dali prześwituje zielony dach Schroniska Murowaniec









wtorek, 20 sierpnia 2013

Wyprawa w Tatry cz.I

Minął już ponad tydzień od naszego powrotu z gór. Wybaczcie, że dopiero dziś podjęłam próbę, aby opisać naszą wyprawę w Tatry.  Cały poprzedni tydzień spędziłam na działce ciesząc się piękną letnią pogodą i nadrabiając zaległości w pracach działkowych.  Niestety, chyba trochę zbyt gorliwie zabrałam się za pielenie grządek, gdyż ucierpiał na tym mój kręgosłup i teraz próbuję doprowadzić go do jako takiego stanu. 
Tatry po raz kolejny urzekły mnie swoim pięknem i choć nasze wakacje w górach powoli przechodzą do historii, to ja wciąż mam przed oczyma niezwykły krajobraz wokół Czarnego Stawu i poranne mgły unoszące się nad schroniskiem Murowaniec. Ale zanim dotarliśmy do Doliny Gąsienicowej, to wcześniej podziwialiśmy widoki z Sarniej Skały. To jedno z tych urokliwych miejsc w Tatrach, które bez większego wysiłku pozwala zachwycić się widokami, jakich nie zobaczymy nigdzie indziej.


Widok na Sarnią Skałę, która jest jednym z piękniejszych punktów widokowych w Tatrach
Widok z Sarniej Skały na Zakopane
Z Sarniej możemy podziwiać w całej okazałości piękno gór.

Wracając z Sarniej Skały zahaczyliśmy o wodospad Siklawica w Dolinie Strążyskiej

W tym roku nie prezentował się tak okazale a to ze względu na upały i małą ilość wody w potokach
Ten sam wodospad w ujęciu bardziej artystycznym

Głównym punktem programu tegorocznego pobytu w Tatrach była Dolina Gąsienicowa i Schronisko Murowaniec, gdzie mieliśmy zamówione dwa noclegi. Razem z nami w tym roku wędrowali syn i synowa. Pierwotnie plan zakładał podejście z plecakami do schroniska, jednak w ostatniej chwili postanowiliśmy wjechać na Kasprowy kolejką i stamtąd zejść do Murowańca. Głównym powodem były bolesne odciski, jakich nabawiła się synowa (nowe buty!), ale też prawdą jest, że zapragnęliśmy po raz kolejny posmakować tego przeżycia. Kto nie próbował jeszcze wjechać kolejką na Kasprowy Wierch, niech koniecznie będąc w Zakopanym ujmie sobie ten punkt w swoim programie pobytu. Wrażenia są niesamowite! Widoki z Kasprowego przy ładnej pogodzie również zapierają dech w piersiach. Jedyny kłopot to długie kolejki do kasy, ale ostatnio wprowadzono sprzedaż internetową biletów i ta opcja jest obecnie najwygodniejsza, pod warunkiem, że zrobimy to dwa dni przed wyjazdem. My niestety nie zdążyliśmy i musieliśmy swoje odstać. Ale naprawdę było warto, gdyż pogoda w tym dniu była przepiękna a na Kasprowym cieplutko, jak nigdy przedtem.

Widok z Kasprowego na stawki w Dolinie Gąsienicowej
Autorka na Kasprowym
W Dolinie Gąsienicowej urzekły nas lilie....
....i kosodrzewina

Schodzimy do Murowańca
Charakterystyczny grzbiet Kościelca
Jesteśmy w Murowańcu
Dalszą część wyprawy opiszę w następnym poście. Tymczasem pozdrawiam Was najserdeczniej i życzę miłej końcówki wakacji.