niedziela, 28 października 2012

...

Przywiozłam do siebie mamę. Mama ma 85 lat i traci pamięć. Każdego dnia  jest jak tabula rasa- czysta tablica, którą trzeba zapisać. Staram się więc zapisywać, odpowiadając na wszystkie pytania: skąd się tu wzięłam? kto mnie przywiózł? gdzie mieszkam? kto to jest F?(nasz syn), czy D na pewno jest moim mężem?czy to już zima? itd. Ten rytuał powtarzamy codziennie a nawet kilka razy dziennie. Ale pamięć nie chce się zatrzymać....wciąż ulatuje. A w głowie zostaje pustka. I strach. Jedyna rzecz, którą mama pamięta bezbłędnie to fakt, że jestem jej córką. Tylko jak długo?

    Tyle tu słoneczników
    jakby stanęły przy tobie
    wszystkie pogodne dni twojego życia

    Tyle tu ptasiego zgiełku
    jakby się rozwiały
    wszystkie noce trwogi
    o powrót naznaczonych ogniem

    Tyle tu światła
    jakby się wiązała
    gwiazda łagodności
    nad przystanią domu

    Tyle tu raju
    jakby czas się zatrzymał
    na złotym brzegu jesieni
  
                               Tadeusz Śliwiak "Matka siedząca w ogrodzie"
   


czwartek, 18 października 2012

Warszawa da się lubić...

... śpiewał przed laty Adolf Dymsza. Miałam okazję przekonać się o tym w ostatni weekend. Otóż dałam się namówić- wraz z mężem- na krótki wypad do stolicy. Przyznaję, że głównym argumentem była dla mnie wizyta w teatrze, ponieważ teatr uwielbiam od zawsze i każda okazja, aby doświadczyć tej najważniejszej ze sztuk jest przeze mnie bezwzględnie wykorzystywana. Tym razem był to Teatr 6 Piętro Michała Żebrowskiego, wystawiający "Edukację Rity"-sztukę  angielskiego autora Willy'ego Russella, która w bardzo oczywisty sposób nawiązuje do słynnego "Pigmaliona" G. B. Shawa. W rolach głównych wystąpili Małgorzata Socha i Piotr Fronczewski. Początkowo można odnieść wrażenie, że to komedia- lekka, łatwa i przyjemna. Jednak pomiędzy zabawnymi dialogami tych dwojga można usłyszeć bardzo ważne pytania dotyczące ludzkich wyborów i stawiania sobie określonych celów w życiu. Aktorstwo Piotra Fronczewskiego jest absolutnie fenomenalne i co do tego nigdy nie miałam wątpliwości. Obawiałam się nieco, jak udźwignie swoją rolę Małgorzata Socha, znana przede wszystkim z seriali telewizyjnych, jednak i ona poradziła sobie bardzo dobrze. Oboje swoją grą sprawili mi wielką przyjemność.
Oprócz wizyty w teatrze mieliśmy również troszkę czasu (niewiele) na zwiedzanie miasta. Byłam zaskoczona, jak bardzo zmieniła się Warszawa od mojej ostatniej tu bytności, kilka lat temu. Zwłaszcza centrum z nowymi, lśniącymi budowlami, z których część absolutnie zaprzeczała prawom fizyki. Podziwialiśmy Złote Tarasy, zakrzywione wieżowce w budowie, hotel Mariott i wiele innych nowoczesnych obiektów.
W niedzielę spacerowaliśmy po Warszawskiej Starówce oraz zachwycaliśmy się naszym Narodowym Stadionem (od wczoraj Narodowym Basenem:))), ale tylko od zewnątrz- ze względów jakże oczywistych (sławetny mecz Polska- Anglia). Pogoda sprawiła nam bardzo miłą niespodziankę...było ciepło i słonecznie przez cały weekend. Dla piłkarzy nie była już tak łaskawa. Cóż...widocznie był w tym jakiś ukryty sens.
W drodze powrotnej odwiedziliśmy Żelazową Wolę. Moim zachwytom nie było końca....piękne ogrody, piękna muzyka i słońce...aż żal było wracać.

Słynne Złote Tarasy wieczorową porą...

Stadion Narodowy, który stał się nieoczekiwanie przedmiotem gorących dyskusji...

Powązki- miejsce spoczynku wielu wybitnych artystów, m.in. Czesława Niemena...

Na Starówce nawiązałam bardzo sympatyczną znajomość międzygatunkową...

W Żelazowej Woli mogliśmy delektować się wspaniałą muzyką Chopina...

Zamyślony Fryderyk...każdy marzy o tym, aby dotknąć kolana mistrza, by tym samym przejąć nieco muzycznego talentu...






środa, 10 października 2012

Nić babiego lata...


Jesień kojarzy nam się ze smutkiem, nostalgią a nawet depresją. Zastanawiam się, dlaczego tak jest. Odpowiedź mogłaby być zupełnie prozaiczna: jesienią robi się chłodno, dnia ubywa i zaczynają nękać nas choroby. Ale może być też głębsze uzasadnienie dopadającego nas smutku. Jesienią kończy się coś, co być może nigdy już do nas nie wróci....letnia przygoda, miłość, życie....
O tej porze roku wszyscy jesteśmy poetami. Mnie również korci, aby napisać jakiś wiersz. Ale póki co, nie uległam tej pokusie. W zamian za to sięgam po mój podręczny "dosmucacz jesienny": tomik poetycki, będący zbiorem wierszy naszych znakomitych poetek: Bronisławy Ostrowskiej, Marii Jasnorzewskiej- Pawlikowskiej i Haliny Poświatowskiej.  Dwie ostatnie nie wymagają rekomendacji. Bronisława Ostrowska to nieco zapomniana dziś poetka, żyjąca na przełomie XIX i XX wieku. Bardzo lubię jej wiersze i w dużym stopniu identyfikuję się z jej postrzeganiem świata.

           Padają nasze słowa jak dojrzałe owoce.
           Serce się już nie szamoce i serca ci nie druzgoce.
           
           Odleciały. Czy nie wiesz kiedy odleciały ptaki przelotne?
           Tak ciche jest dzisiaj południe słoneczną jesienią wilgotne.

           Ślizga się uśmiech sadu po zamyślonym czole...
           Tyle ci pragnęłam powiedzieć, a teraz milczeć wolę.

           Wolę śledzić w milczeniu tę nić babiego lata,
           Co z moich rąk zaplecionych wraz z twoim spojrzeniem
                                                                                       ulata.

                                      Bronisława Ostrowska -wiersz"Jesień"
                                      z tomiku "Nić babiego lata..." 1996r.

czwartek, 4 października 2012

Summertime...

Dziś mija 42 rocznica śmierci mej ulubionej wokalistki rockowej Janis Joplin. Choć zmarła bardzo młodo, mając zaledwie 27 lat, to zdążyła zapisać się złotymi zgłoskami w historii muzyki rozrywkowej.  Wylansowała wiele przebojów, do dziś chętnie słuchanych i interpretowanych na nowo przez młodych wokalistów, jak choćby "Me and Bobby McG", "Cry Baby", "Piece Of My Heart".  Jej wersja znanego standardu George'a  Gershwina "Summertime", to chyba najsłynniejsza, obok Elli Fitzgerald, interpretacja tego utworu.


Posłuchajmy więc razem tej elektryzującej  wersji SUMMERTIME